Ten "budyneczek" powyżej to Rondo 1. Biurowiec usytuowany właśnie przy rondzie - rondzie ONZ.
To tutaj odbył się coroczny Bieg na Szczyt oraz - po raz pierwszy - mistrzostwa Europy w biegu po schodach.
Do tego startu nie przygotowywałem się wcale. Nie przebiegłem w tym roku po schodach nawet jednego piętra, a imprezę miałem potraktować jedynie jako rozrywkę, do tego stopnia, że po południu zaplanowałem sobie trening. Oczywiście wszystko zmieniło się, kiedy tylko poczułem atmosferę na linii startu. Ale po kolei.
Biuro zawodów usytuowane było jak zwykle na pierwszym piętrze budynku. Szybko odebrałem pakiet i poszedłem na rozgrzewkę. Moja grupa startowała zaraz za elitą, czyli o 9.40. Elita z kolei miała mieć trzy starty. Pierwszy to sprint: 19 pięter, dwa następne już pełne wbiegi na 37 piętro.
Rozgrzałem się "tyle o ile", bo na zewnątrz zimno, a ja nie wziąłem nic cieplejszego. Ograniczyłem się do chwili skipów i paru wymachów nogami. W międzyczasie mała niespodzianka. W biurowcowym newsletterze moja łysa głowa pojawia się jako zachęta do zapisów. Może wybiorę się gdzieś na casting do reklamy? Hihihi
Dokładnie o 9.40 stajemy karnie w strefie i oczekujemy na sygnał startu. Będą nas wypuszczać co 15 sekund, byśmy nie pozabijali się wzajemnie na klatce schodowej. Ja jak zwykle mam dwa cele: nie dać się nikomu z tyłu wyprzedzić i jakoś dotrzeć na szczyt.
W tym samym czasie trwały protesty elity. Okazało się, że czasy łapane przez ich zegarki w żaden sposób nie przekładają się na czasy podane przez organizatorów. Najwyraźniej jest problem z (jak sądzę) matą na mecie.
Mimo tego rusza nasza grupa. Ja mam zamiar wykorzystać doświadczenie z poprzednich startów i zacząć wolniej, a przyspieszyć od połowy. Jednak tuż po starcie, skręcie na klatkę schodową i pierwszym kroku na schodach poczułem ukłucie w dupala: diabeł krzyknął "Biegusiem!!!" Nie było wyjścia, z ciemnymi siłami dyskutował nie będę...
Pierwsze dziesięć pięter poszło jak z płatka. Wbiegam po dwa schodki, jak nigdy korzystam z poręczy po obu stronach klatki. Udaje się wyprzedzić sympatyczną zawodniczkę. Na 20 pietrze nadal podbiegam, ale oddech jest już szybki i decyduję się przejść do szybkiego marszu, nadal po dwa schodki na krok plus mocna praca rąk. Kolejnych dwóch kolegów znika za plecami. Obaj zachęcają do zwiększenia tempa pomimo, że każde słowo to dla nich ogromny wysiłek. Dziękuję Panowie!
Gdzieś, ktoś robi zdjęcie, kto inny dopinguje. To naprawdę pomaga!
Od 30, może 32 piętra stoją Dobrzy Ludzie z Pokojowego Patrolu i dodają animuszu. Tętno mam bliskie maksymalnemu, ale gdyby trzeba było, to dał bym radę jeszcze wyżej!
Ostatnie piętro pokonuję biegiem i wybiegam na ostatni fragment. Dwa zakręty i meta. Nie mam nawet siły odebrać medalu, tylko ciężko opieram się o ławkę. Reporterzy zadają pytanie: "proszę w trzech słowach powiedzieć, jakie wrażenia?". Nasuwają się jedynie słowa na k, ch, p, i podobne... Sam nie wiem, co powiedziałem.
Kilka głębszych oddechów i łyk wody czyni cuda. Mogę spokojnie czekać na Kasię, która w świetnym czasie również kończy zawody. Mi zegarek pokazał 5 minut 34 sekundy.
Za chwilę dostaję ataku kaszlu. Płuca jednak mocno dostały w palnik. przez parę minut siedzę na macie i zbieram się w sobie aby wsiąść do windy i już komfortowo, w kilka chwil zjechać te 37 piętra... Jednak okazuje się, że schodami szybciej, znacznie szybciej.
W windzie 12 spoconych zawodników plus 3 osoby z mediów, a tu gdy tylko drzwi się zamknęły sygnał: awaria! Przez ponad pół godziny staliśmy walcząc o każdy łyk świeżego powietrza w oczekiwaniu na, jak to określił strażak, "kogoś z obsługi, kto już jedzie". W akcie desperacji spróbowaliśmy otworzyć drzwi samodzielnie i o dziwo winda ruszyła. Na szczęście wszyscy uwięzieni wykazywali się dużym poczuciem humoru, tak że czas ten zleciał (na szczęście nie winda) bardzo szybko.
Na dole dowiedzieliśmy się, że elita powtarzała swój bieg ze względu na protesty.
Po powrocie do domu i zaplanowanym, aczkolwiek wolniejszym, treningu sprawdzamy wyniki. I co się okazuje? Nikomu nic się nie zgadza. Na stronie masa pytań, jednym dodano minutę, innym 5, a organizator odsyła do firmy mierzącej czas. No to z kolei ja pytam: płaciłem wpisowe firmie DataSport? Nie, więc uważam, że ciężar rozwiązywania problemu powinien leżeć po stronie organizatora. Nie chcę być źle zrozumiany, mój wynik nie jest wybitny, nie chodzi mi również o miejsce. Ale moim zdaniem zgłaszać błędy powinienem organizatorowi, z którym poprzez wpisowe zawarłem umowę, i to on powinien to wyjaśnić z podmiotem, z którym z kolei zawarł swoją.
Najśmieszniejsze jest to, że wynik wybiegany przeze mnie, został przypisany innemu biegaczowi o tym samym nazwisku. I żeby było jasne, DataSport bardzo szybko naniosła poprawkę przeze mnie zgłoszoną. Teraz obaj mamy ten sam czas. Tak się zastanawiam, na ile miarodajna jest reszta rezultatów? Ilu zawodników nie zgłosiło protestu?
A teraz podsumowanie: bieg świetny! Za rok na pewno będę brał w nim udział. Atmosfera znakomita, a czas przeze mnie osiągnięty zaskakujący. Liczyłem na coś około 6:30.
I mamy trzy medale! Złoto i srebro kobiet zdobyte przez Annę Ficner i Iwonę Wichę, oraz srebro Piotra Łobodzińskiego. A również znakomite szóste miejsce mojej ulubionej Wariatki biegowej, Dominiki Stelmach. Gratulacje!
biegly tam tez jakies niedzielniaki czy sami pro?
OdpowiedzUsuńJak widać po mnie "niedzielniaki" też :) Nie ma limitu czasu, można wejść spacerkiem.
Usuń