sobota, 16 stycznia 2016

Co i jak w Chinach.

Zupełnie nie wiem o czym będzie ten wpis. Podejrzewam, że o wszystkim i o... wszystkim. Chyba wyjdzie mały przewodnik co i jak. Taki, jakiego sam szukałem przed wyjazdem.

Przede wszystkim nie ma się czego bać. Większość miejsc do których dotarłem, jest przyjazna turystom i niewiele odbiega od tego, co możemy spotkać w Europie.

 

Utrudnieniem może być przede wszystkim bariera językowa. Chińczycy mają często problem z porozumieniem się w jednym dialekcie, a co dopiero po angielsku czy w innym "międzynarodowym". Ale za to są bardzo przyjaźni i wszystko da się "załatwić" w języku migowo-chrząkającym. No, chyba że potrzebujecie dostać się w jakieś konkretne miejsce. Wtedy warto mieć przy sobie mapę z chińskimi napisami i wskazywać paluchem, gdzie chcecie się dostać. Taką metodę stosowaliśmy np. w metrze.

Z rzeczy które nas zaskoczyły, prym wiedzie smog (ale na jego temat pisałem w każdym możliwym kontekście, więc się nie będę powtarzał). Prawdopodobnie na drugim miejscu znajdują się kontrole.
 
 

Na dworcach, lotniskach, placach, w muzeach i wszelkich innych miejscach użyteczności publicznej. Nie są one uciążliwe, ale za każdym razem należy poddać prześwietleniu plecaki czy większe torebki. Musicie liczyć się z zarekwirowaniem zapalniczek i zapałek, jeśli niedostatecznie głęboko schowacie je w kieszeni. Na dworcu, zanim wsiądziecie do pociągu, sprawdzą wam bilety co najmniej 3-4 razy. I ważne. Nie wyrzucajcie po kontroli biletu. Będzie potrzebny do opuszczenia dworca czy stacji metra.
Oczywiście, aby cokolwiek zakupić, należy mieć gotówkę. Najlepiej wziąć ze sobą dolary, które wymienicie w każdym oddziale banku. W hotelach są też automaty do wymiany. Wszystko obciążone prowizją. Kurs jest jednolity we wszystkich miejscach. Najlepszą opcją jest wypłata z bankomatu, o ile posiadacie konto z możliwością darmowej wypłaty za granicą. Jednak nie każdy bankomat obsługuje nasze karty, czasem trzeba poszukać, choć z tym nie ma raczej problemu.
Co do kart i płatności, to w większości sklepów nie przyjmują innych kart niż wydawana przez Bank of China. Pozostaje gotówka.
Skoro jesteśmy przy płatnościach. Ceny w Chinach raz zaskakują w "górę", raz w "dół". Podróż pociągiem z Pekinu do Xi'an to wydatek 398,5 juana co daje 251 zł przy przeliczniku 1Y=0.63zł (około 1200 kilometrów), z Xi'an do Tayuannan 178,5 juana (600 km).

 

Wejścia do atrakcyjnych turystycznie miejsc są różne, np Świątynia Nieba 25Y, Terakotowa Armia 120Y.
Przejazd metrem 5 stacji to 3Y, a owoce na targu średnio można kupić w granicach 2-5Y za kilogram.
Trzeba pamiętać, że poza sklepami (i to nie wszystkimi) wszędzie w dobrym tonie jest targowanie się. Zakup za połowę proponowanej ceny możecie traktować jak zdarcie z was skóry.
Kawa czy herbata w obleganych miejscach 25-30Y, ale pamiątki wyczyszczą wam kieszenie. Dlatego nie warto ich kupować bezpośrednio w zwiedzanym miejscu, a raczej tuż za bramą, gdzie z pewnością to samo nabędziecie 5-10 razy taniej od ulicznego sprzedawcy. I tak w zasadzie wszędzie kupicie te same podróbki.
Pamiętajcie też, że planując zwiedzania trzeba wziąć pod uwagę duże odległości pomiędzy atrakcjami. Nawet w obrębie tego samego miasta można przejechać kilkadziesiąt kilometrów.

 

Poniżej kilka cen z marketu:

Bimber - bo inaczej nie nazwę tego ich alkoholu (innego mocnego nie widziałem) 7-18 Y
Wino  (wina są dość drogie wszędzie) 100 - 300Y
Przekąski do piwa 7-20 Y
Jogurt 370g - 12Y
Piwo 0,5l  5 - 16,5 Y
Coca Cola 0,5l 4 Y
Woda mineralna 4,5 Y
Snickers 5 Y
Masło 26 Y
Ser topiony plastry 21 Y
Mleko 1l 10,90 Y
Herbata Lipton 26Y

Oczywiście, jeśli chcecie zaoszczędzić, należy przejść kawałek dalej od hotelu i skorzystać ze sklepów dla Chińczyków. Problem jest tylko taki, że w nich nie ma cen w naszym języku, więc i tak pewnie przepłacicie.

A przy okazji płatności i ciekawostek. W Chinach ogromna rzesza ludzi nie jest objęta jakimkolwiek ubezpieczeniem. W związku z tym, jeśli np. do wypadku wezwiecie karetkę, możecie zostać obciążeni kosztami leczenia pacjenta, bo płatnikiem będzie wzywający. Dlatego też raczej nie spodziewajcie się szybkiej pomocy ze strony przechodniów w razie nieszczęścia.

Oczywiście nieszczęścia różną mają twarz. Turystyczne nieszczęście jakiego najczęściej doświadczałem w wielu europejskich miastach to... brak toalety. W Chinach nam to nie grozi. 

 

Na każdym kroku dostępne są darmowe toalety, w większości wyposażone w "kucajki", choć i sedes nie jest rzadkością.


Jedzenie jest smaczne, na ulicach raczej nie zakupimy nic, co okaże się zupełnie niejadalne, a w restauracjach dostaniemy to samo, co i w "Chińczyku" w Polsce. Zresztą wystrój wnętrz niemal identyczny. 
Jeśli dopadnie nas mały głód, można poratować się zupką, zakupioną za 6 juanów i zalaną gorącą wodą dostępną w automatach (o czym pisałem we wcześniejszym wpisie).

 

Piwo można kupić w każdym sklepie, a w większych marketach nawet znajdziemy niezłe egzemplarze stoutów, czy piw na amerykańskich chmielach. W Pekinie na ulicy Sanzuanli widziałem sklep z kraftowym (pisownia celowa) piwem. Średnie ceny to 30Y za butelkę.

O bieganiu już pisałem. W zasadzie w większych miastach pozostają nam parki, które są zamykane w nocy, ale jest to tylko namiastka wolności.

Warto też znać przynajmniej kilka słów aby rozpocząć targowanie:
(pisownia ze słuchu)
Ni hao - dzień dobry
Dziękuję - sie sie
Dzaj dzień - do widzenia
Dobrze - hau
Nie, dziękuję - Bu, sie sie

Problemem są liczebniki, bo o ile do pięciu możemy je pokazać na palcach, to od 6 oni pokazują inaczej niż my. Inaczej tez się przywołują, czy coś wskazują. Ale warto kilka razy spróbować "porozmawiać" i jakoś "pójdzie".

Dalej miałem wpisać jakieś reminiscencje prowadzące do konkluzji typu: "jak tam jest cudownie". Ale nie wpiszę. Jedźcie sami i się przekonajcie.