Z czym kojarzył mi się Cypr przed wyjazdem? Wstyd przyznać, ale z niczym. Może ze słońcem? Nawet nie wiedziałem dokładnie gdzie leży. Jednak, gdy tylko Moja Kasia rzuciła hasło, natychmiast się zapaliłem do pomysłu spędzenia sylwestra w cieplejszych okolicznościach.
Plan był prosty. Jak najwięcej za jak najmniej. Było poza sezonem, noclegi w przystępnej cenie, bilety za półdarmo. Na miejscu mieliśmy się poruszać zbiorkomem.
W Larnace wylądowaliśmy w nocy i ku osłupieniu pani w informacji, postanowiliśmy do miasta dotrzeć "z buta". Z jej wypowiedzi wynikało, że będziemy musieli przedzierać się przez jakiś busz narażeni na ataki zwierząt i rozbójników.
Prawda była jednak taka, że był to przyjemny spacer po dobrze oświetlonym chodniku :)
Pierwsza noc była w zasadzie na regenerację i przetrwanie nocy, więc wybór hotelu wiązał się z jego bliskością (co to dla ultrasów 6 km?).
Następnie przenieśliśmy się do centrum i zaczęliśmy eksplorować okolicę. Niedaleko znaleźliśmy słone jezioro, na którym widać było flamingi. Zaskoczeniem była ścieżka biegowa. Niezbyt długa, ale za to malownicza.
Tego samego dnia hucznie obchodziliśmy Nowy Rok!
A rano pojechaliśmy do Nikozji - stolicy Cypru. Swoją drogą ta wyspa to ciekawy polityczny przypadek: leży we wschodniej części Morza Śródziemnego, czyli Azji, często traktowana jest jako część Bliskiego Wschodu. Należy w całości do Unii Europejskiej. Jednak częściowo jest zajęta przez Turków, gdzie prawo unijne jest zawieszone.
Nie ma problemu z przejściem granicy, wizę dostajemy z automatu i bezpłatnie na karteczce.
Jednak miasto podzielone na pół robi wrażenie, tym bardziej, że strona europejska nie różni się niczym od naszych miast, a turecka... cóż, delikatnie mówiąc jest nieco zaniedbana. Nie ma tu za dużo do zobaczenia: meczet i niewielki rynek. Można też zjeść oryginalne tureckie dania.
Zwiedzanie obu stron zajęło nam cały dzień, ale było warto.
2 stycznia przenieśliśmy się do Limassol, turystycznego miasteczka nad morzem, z deptakiem i palmami, oraz niewielkim starym miastem, które zwiedziliśmy na biegowo.
A rano ruszyliśmy w góry. Niezbyt wysokie, ale niezwykle malownicze. I całe dla nas! Brak szlaków, a jedynie drogi i bezdroża. Nawigacja na "czuja". Tam gdzie powinna być woda, były tylko wyschnięte koryta, a tam gdzie miało być sucho, trzeba było przeprawiać się przez bród. Niewielkie kapliczki i ogromne tamy dopełniały krajobraz.
Nie obyło się też bez poszukiwań drogi powrotu. A na koniec na swoje nieszczęście znalazłem opuncję. Ich owoce już jadłem i bardzo mi smakowały, więc niewiele myśląc zabrałem się do konsumpcji. Przez kilka następnych dni wyciągałem kolce z twarzy, rąk i wnętrza ust. Ale i tak mi smakowało :)
Kolejna przejażdżka autobusem i już jesteśmy w Pafos, gdzie oprócz pięknego nabrzeża oraz portu znajdują się jedne z najstarszych i najpiękniejszych posadzek. Są one zarówno pod "gołym" niebem, jak i w zabezpieczających je przed zniszczeniem budynkach. Aby wejść na ten teren, należy wykupić bilet. Oprócz posadzek jest tu spory teren spacerowy, stary amfiteatr latarnia morska i wiele innych atrakcji archeologicznych.
Ostatni dzień przywitał nas deszczem. Mimo to postanowiliśmy wybrać się jeszcze na zwiedzanie katakumb. Spodziewałem się kolejnych płatnych wejść i krat, a znaleźliśmy niezwykłe miejsca, dostępne wprost z ruchliwej ulicy i sprawiające wrażenie nieodwiedzanych przez turystów. Dodatkowo można znaleźć tu wciąż funkcjonujące miejsca kultu zmarłych.
Ogrom i rozległość jaskiń robi niesamowite wrażenie.
W drodze powrotnej znaleźliśmy także kościół, w którym wyłożony został Gość Niedzielny, co przypomniało nam, że trzeba wracać do kraju.
Jeszcze tylko przesiadka w ogromnej burzy z autobusu do autobusu - w porcie, bez wiaty przystankowej. I już czekało na nas ciepłe lotnisko. A później powrót i planowanie kolejnych biegów, startów i przygód...
Dla mnie ten wyjazd był połączeniem przygody biegowej z poznaniem ciekawego miejsca, zarówno pod względem przyrodniczym jak i historyczno-politycznym.
Ceny na Cyprze są do przyjęcia, szczególnie poza sezonem. Nie ma problemu z porozumieniem się po angielsku, jak i po rosyjsku. Tutaj nawet funkcjonują rosyjskie sklepy (przecież to raj podatkowy!). My podróżowaliśmy autobusami, dzięki czemu lepiej poznawaliśmy życie mieszkańców, ale myślę, że wynajęcie auta też nie sprawi problemu po wcześniejszym zarezerwowaniu (na miejscu większość wypożyczalni poza lotniskiem była zamknięta). Dostępność apartamentów jest duża i są one doskonale wyposażone.
A z czym teraz kojarzy mi się Cypr?
Z KOTAMI!!!
Są wszędzie! Małe, duże, pojedynczo i w ogromnych stadach. Nikomu nie przeszkadzają i są dokarmiane przez - jak mniemam - wolontariuszy. Stanowią dodatkową puchatą atrakcję tej i tak urokliwej wyspy.
Niedosytem jest niezdobycie przez nas najwyższej góry: Olimpu, na którym w czasie naszego pobytu spadł śnieg, ale przecież coś należy pozostawić na kolejny raz...
Piwna stopka.
Nie znalazłem na Cyprze kraftowego piwa, choć podobno takie jest.
Ogólnie dostępne jest Keo z lokalnego browaru. Szkoda na nie czasu, Zwykły lager koncernowy. W większości knajp dostaniemy lanego Guinessa a w marketach piwa niemieckie. Może w stolicy jest coś ciekawego, ale niestety nie miałem czasu na poszukiwania.